Woodstock. Siedlisko zła czy najpiękniejszy festiwal świata? - www.gimnazjalisty.info(rmator) - Portal Gimnazjalistów

WyszukiwanieSzukaj
Szukane wyrażenie:

Przeszukaj:

 
AnkietyAnkiety
Sugestie dotyczące strony:

Sugestie dotyczące informatorów:

Jak oceniasz naszą stronę:
Jest Super!!
Całkiem całkiem :)
Może być
Wymaga dopracowania
Nie podoba mi się :(
Zdejmijcie ją!!

Ankiety są anonimowe

 
LicznikLicznik

Odwiedzin łącznie: 2888971
W tym dzisiaj: 28

Unikalnych odwiedzin: 402069
W tym dzisiaj: 24

W naszej bazie znajduje się:
507 uczelni wyższych
656 wydziałów

 

gimnazjalisty.info » Woodstock. Siedlisko zła czy najpiękniejszy festiwal świata?

 

Woodstock. Siedlisko zła czy najpiękniejszy festiwal świata?

Woodstock. Siedlisko zła czy najpiękniejszy festiwal świata?

O Woodstocku mówi się dużo. Najczęściej, zależnie od tego, kogo się spyta, bardzo źle albo bardzo dobrze. Jak to jest naprawdę?


Pierwszy raz na Przystanek pojechałem w 2012 roku. Wcześniej wydawało mi się, że to miejsce nie dla mnie – aż tak się muzyką nie jaram, imprezy masowe to też nie moje klimaty. Ale że grupa bliskich znajomych jest wielkimi entuzjastami Woodstocku, dałem się namówić na wyjazd. Po imprezie żałowałem tak naprawdę tylko jednego. Tego, że wybrałem się tam tak późno, tracąc tak wiele wcześniejszych edycji. Złożyłem sobie też postanowienie – co roku poruszę niebo i ziemię, byleby wygospodarować sobie czas i pieniądze na spędzenie kilku magicznych dni w Kostrzynie nad Odrą.

 

 

W obrazie typowego przeciwnika Festiwalu (który, co znamienne, niemal na pewno nigdy na nim nie był i swoja wiedzę czerpie od innych jemu podobnych oraz starannie wyselekcjonowanych co gorszych zdjęć i filmów) jest to miejsce zdominowane przez ćpunów, satanistów, pijaków, sekty i brud. Cóż, nie da się ukryć, brudu rzeczywiście tam sporo jest. Kiedy w jedno miejsce na kilka dni zjeżdża ponad pół miliona ludzi, ciężko o czystość. Chociaż dla chcącego nic trudnego – krany z wodą umożliwiającą umycie się są powszechnie dostępne, ciepły prysznic to już wydatek kilku złotych i konieczność dłuższego stania w kolejce, ale nadal jest to jak najbardziej możliwe. Większy problem stanowią Toi Toie, które nadają się do bezstresowego użytku tylko przez kilkadziesiąt minut od ostatniego przeczyszczenia (które odbywa się dwa razy dziennie, więc znowu, tragedii nie ma) i lepszą opcją jest zaspokajanie potrzeb fizjologicznych w lesie. Więc tak, z czystością to tam różnie bywa.

 

 Ale to nieważne. Na Woodstocku liczy się coś innego. I nie mam tu na myśli alkoholu, który owszem, przelewa się, ale znowu nikt nikomu go na siłę nie wlewa w gardła – abstynentów też da się tam znaleźć. Nie o narkotyki, których wcale tak dużo tam nie ma – czasem ktoś zapali marysię, ale już więcej zaćpanych grupek znajdziecie w dowolnym klubie nocnym w miastach studenckich. Nie chodzi nawet o muzykę – sam „zaliczam” może dwa, trzy koncerty w ciągu całego swojego pobytu. Chodzi o ludzi. Absolutnie NIGDZIE nie spotkacie tylu sympatycznych, otwartych i pomocnych dla każdego ludzi. Tutaj wszyscy są dla wszystkich mili, nie ma podziałów, wrogości. To po prostu niesamowite. Można tam pojechać samotnie, po godzinie mieć zgraną paczkę kumpli. Można w środku nocy, w trakcie chwili zmęczenia, przysiąść się do dowolnego leśnego obozowiska i zostać natychmiastowo uznanym przez spotkaną grupkę za kumpla. Tu nie trzeba się z nikim zaprzyjaźniać – po kilku minutach rozmowy już się jest „swoim”. Niebezpieczeństwo? Nie spotkałem jak dotąd ANI JEDNEJ agresywnej osoby. Nawet jeśli z natury jesteś samotnikiem, tutaj się otworzysz – ta powszechna radość jest zwyczajnie zaraźliwa. Pewnie, zdarzają się drobne kradzieże czy bójki – przy takiej liczbie osób w jednym miejscu jest to nieuniknione. Rzecz w tym, że tego jest tak mało, że podchodzi pod zwykły błąd statystyczny.

 

Na swój pierwszy Woodstock przyjechałem sam, moi znajomi mieli dopiero dojechać. Gdy przybyli, okazało się, że w pociągu „upolowali” Szkota – zaprzyjaźnili się z pewnym Polakiem, który dorabiał sobie za granicą i przyjechał specjalnie na Wooda. Wyróżniał się tym, że jechał sam, mając na sobie kilt. No to go zagadali. Polubił ich, więc już z nami został do samego końca. I dłużej, bo kontakt się nigdy nie urwał. Takich historii, znajomości, przyjaźni, nawet miłości rodzi się tu co rok tysiące – bo hasła „Miłość, Przyjaźń Muzyka” to naprawdę nie jest pusty slogan. To miejsce po prostu emanuje pozytywną energią. Co dostrzega nie tylko młodzież – co roku przyjeżdżają tu całe rzesze ludzi starszych, nawet z małymi dziećmi. Nie boją się, bo naprawdę nie ma czego.

 

Zawsze, gdy wracam z Przystanku, odczuwam w sobie pustkę. Przyzwyczajenie się do szarej, pełnej smutnych ludzi rzeczywistości trwa chwilę. Mimo to aura pozytywnej energii, jaką człowiek tam chłonie pozostaje na długo. Podobnie jak nowe znajomości. No i przeżycia – nie da się opuścić przystanku bez co najmniej kilku anegdot, które można później opowiadać. No i kurde – jak tu się nie uśmiechać, kiedy, gdy o szóstej nad ranem zakrzyknie się „Zaraz będzie ciemno” i natychmiast otrzymuje się odpowiedź z czterech różnych stron ;)

 

Źródło zdjęć użytych w artykule: WOSP.org

Michał Grygorcewicz

17/04/2014 09:38:52
 
Komentarze

Brak komentarzy

Aby dodać komentarz musisz się najpierw zalogować!